fbpx
Artur Bochenek SuperLIGA S.A.

W LOTTO SuperLIDZE nie było słabych zespołów

O wysokim poziomie sportowym rozgrywek, współpracy z klubami, stawianiu na młodych zawodników oraz planach na przyszłość opowiadał nam Artur Bochenek, wiceprezes zarządu SuperLIGI S.A.

 

Za nami drugi sezon LOTTO SuperLIGI. Jak go Pan ocenia w porównaniu z premierową edycją? Mam na myśli kwestie organizacyjne oraz marketingowe.

- Uważam, że uczyniliśmy duży krok na drodze do profesjonalizacji naszych rozgrywek, co wymaga wspólnego, linearnego działania całej organizacji z klubami LOTTO SuperLIGI i forBET 1. LIGI. Naszym celem było stworzenie interesującego projektu sportowego, odpowiednio opakowanego marketingowo, dostosowanego do współczesnych wymogów i młodszego odbiorcy. Stawiamy na kontent wideo w Internecie z uwagi na jego atrakcją, dynamiczną formułę. Zdecydowanie poprawiliśmy współpracę z mediami. Szczególnie tymi w regionie, co jest niezbędne do budowania mody na tenisa w tych miastach, gdzie grają kluby uczestniczące w naszych rozgrywkach. To jedyny sposób, aby ściągnąć kibiców na trybuny. Pomagają nam w tym głośne krajowe i zagraniczne nazwiska, które przewijały się przez wszystkie kolejki sezonu zasadniczego oraz FINAL FOUR.

 

Kogo ma Pan konkretnie na myśli?

- Wystarczy wspomnieć pierwszy mecz rozgrywek FINAL FOUR, w którym spotkały się zawodniczki sąsiadujące w rankingu światowym WTA. Notowana na 39. pozycji Ukrainka Marta Kostyuk z CKT Grodzisk Mazowiecki rywalizowała z 40. „rakietą” świata – Chorwatką Petrą Martic z BKT Advantage Bielsko-Biała. Na kortach w Kozerkach oglądaliśmy zawodników i zawodniczki, którzy aktualnie lub w przeszłości znajdowali się w pierwszych setkach rankingowych i wygrywali turnieje z cyklu WTA i ATP w grze pojedynczej. Dla zobrazowania „siły” naszych rozgrywek wspomnę, że w sezonie zasadniczym aż 32 naszych uczestników zaliczyło w tym roku przynajmniej jeden start w turnieju z cyklu Wielkiego Szlema. Mówimy o uznanych, zagranicznych zawodnikach i zawodniczkach, rywalizujących w barwach naszych krajowych ekip o tytuł Drużynowego Mistrza Polski. To projekt jakiego jeszcze nie było na świecie, patrząc na niego przez pryzmat sportowy, organizacyjny czy marketingowy.

 

Przeglądając tabelę po sezonie zasadniczym nie sposób oprzeć się wrażeniu, że poziom tegorocznych rozgrywek był bardziej wyrównany niż ubiegłorocznych. Spodziewał się Pan tego?

- Liczyliśmy się z tym, że rywalizacja może być zacięta, ale nie spodziewaliśmy się, że aż tak bardzo. Przed ostatnią kolejką sezonu zasadniczego LOTTO SuperLIGI aż sześć ekip miało realne szanse na awans do FINAL FOUR, a pewne promocji do najlepszej czwórki sezonu były tylko dwie. Z kolei rok wcześniej dość szybko wyklarowała się pierwsza czwórka, która „odjechała” rywalom, przez co końcówka była mniej emocjonująca. Skąd taka różnica? Pierwszy sezon pod każdym względem był eksperymentalny, a zespoły nie do końca wiedziały, czego mają oczekiwać. Przed startem drugiej odsłony miały pełną świadomość tego, co jest niezbędne do osiągniecia sukcesu. Mam tu na myśli posiadanie silnego i szerokiego składu, gdzie doświadczeni i utytułowani gracze mieszają się z utalentowanymi oraz perspektywicznymi tenisistami i tenisistkami. Myślę, że przyszły sezon może być jeszcze bardziej wyrównany. Kilka ekip będzie chciało udowodnić, że brak miejsca w najlepszej czwórce był w tym roku wypadkiem przy pracy.

 

Wspominał Pan przed startem sezonu, że rozgrywki wymuszają nie tylko profesjonalizację samej organizacji, ale także uczestniczących w nich klubów. Jakie były największe wyzwania związane z realizacją tego celu?

- Uważam, że największym wyzwaniem, a zaraz kluczem do powodzenia projektu było nauczenie klubów tego, że odpowiedzialność za promocję i ściągnięcie kibiców na trybuny leży w dużej mierze po ich stronie. Dysponujemy zespołem fachowców, który chętnie dzieli się swoją wiedzą i doświadczeniem, ale pracę w terenie kluby muszą wykonać samodzielnie. Nikt nie powiesi za nich plakatów, poprowadzi komunikacji w mediach społecznościowych czy nawiąże współpracy z lokalnymi szkołami. Służymy im wszelką dostępną pomocą, ale bez oddolnego zaangażowania nie uda się zbudować mody na tenis w wybranych ośrodkach miejskich. Kluby mają dzisiaj świadomość tego, że marketing to ważny element szerszej układanki, składającej się na nasz projekt i chętnie przyswajają tę wiedzę. Myślę, że z każdym kolejnym sezonem efekty tych działań będą coraz bardziej widoczne.

 

Porozmawiajmy na chwilę o forBET 1.LIDZE. W minionym sezonie liczba drużyn startujących na zapleczu LSL byla mniejsza niż w 2022 roku. Co zrobić, żeby zwiększyć tę liczbę w przyszłym sezonie?

- Uczestniczenie w rozgrywkach forBET 1.LIGI wiąże się z pewnymi korzyściami, również finansowymi, ale narzuca na kluby także pewne obowiązki organizacyjne oraz marketingowe. Pod tym względem forBET 1.LIGA nie różni się od LOTTO SuperLIGI. Niektóre kluby biorące udział w premierowej edycji z różnych powodów nie chciały podjąć dalszego wyzwania, co wymaga pewnych inwestycji w ludzi i swój know-how. Sądzę jednak, że pozytywne przykłady takie jak ZTT BAZALT Złotoryja, który pozyskuje dużych komercyjnych partnerów i każdorazowo zapełnia trybuny będą pozytywnymi impulsami dla innych lokalnych klubów. W końcu gdzie indziej młodzi, utalentowani zawodnicy mają możliwość grania czy przebywania ze znanymi na arenie międzynarodowej tenisistami? Podpatrywanie ich nawyków, sposobu odżywania się czy rozgrzewki to przecież ważny element ich tenisowej edukacji. W przyszłym sezonie planujemy zwiększyć pulę nagród dla klubów z drugiego poziomu rozgrywkowego, co powinno przyciągnąć do ligi więcej zespołów z różnych stron kraju.

 

Jednym z założeń LOTTO SuperLIGI jest ułatwienie startu w profesjonalnym tenisie młodym, perspektywicznym graczom. Który z uczestników lub uczestniczek tegorocznej odsłony ma według Pana papiery na dużą, międzynarodową karierę?

- Nie chciałbym wyróżniać żadnego gracza. To co mnie cieszy to fakt, że kluby nie bały się stawiać na młodych, dając im szansę wypłynięcia na szersze tenisowe wody. Przypomnę, że w pierwszej kolejce zaledwie 15-letni Hubert Plenkiewicz z CKT Grodzisk Mazowiecki zmierzył się z zeszłorocznym półfinalistą juniorskiego French Open Martynem Pawelskim (Górnik Bytom) i dzielnie stawiał czoła starszemu koledze. Laureatką Enea MVP 2. kolejki była zaledwie 18-letnia Dominika Salkova z Bytomia, a raptem 15-letnia Czeszka Vendula Valdmannova z KT KUBALA Ustroń zdobyła tą nagrodę w kolejnej kolejce. Jestem przekonany, że za kilka lat będziemy je obserwować w turniejach wielkoszlemowych. Liczę na to, że w tym gronie znajdą się również nasi rodzimi gracze. Kilku z nich jest na dobrej drodze, żeby osiągnąć ten cel.

 

Zgaduję, że jest za wcześnie na odsłanianie kart związanych z kolejnym sezonem, ale może uchyli Pan rąbka tajemnicy - czy planujecie jakieś innowacje, zmiany względem zakończonej edycji?

- Informowaliśmy ostatnio o pozyskaniu strategicznego dla rozwoju naszego projektu partnera biznesowego, ale nie oznacza to, że będziemy „szastać kasą”. Uważamy, że w sporcie liczy się ewolucja, a nie rewolucja. Za naszym rozwojem muszą nadążyć kluby. Tylko wtedy rozgrywki prowadzone będą w harmonijny sposób. Wierzymy, że LOTTO SuperLIGA to projekt na lata, a my chcemy stosować metodę małych kroczków. Uważam, że realizowane przez nas działania stoją na wysokim rynkowym poziomie, ale każdy element można przecież ulepszyć. Oczywiście planujemy wprowadzanie dalszych modyfikacji i nowinek technologicznych, ale w granicach rozsądku. Pamiętajmy, że to widowisko na korcie ma być główną osią rozgrywek, a wszystko wokół niego ma „jedynie” podnosić jego atrakcyjność. Transmisje live, możliwość typowania wyników, rozmowy po meczach z zawodnikami – to wszystko będziemy udoskonalać w kontekście przyszłego sezonu.

 

W porównaniu z pierwszą edycją odczuwalny był wzrost kibiców na trybunach w trakcie sezonu zasadniczego oraz samego FINAL FOUR. Co jednak zrobić, żeby przyciągnąć na korty jeszcze szersze grono fanów tenisa?

- To długi i czasochłonny proces. Polacy interesują się sukcesami Igi Świątek czy Huberta Hurkacza, tak jak wcześniej pasjonowali się osiągnięciami naszych skoczków czy Roberta Kubicy, ale do kultury kibicowania tenisowego w Czechach czy Niemczech jeszcze sporo nam brakuje. Duża odpowiedzialność związana ze ściąganiem kibiców na obiekty leży po stronie samych klubów, o czym mówiłem już wcześniej. Nasze zadanie polega na stworzeniu atrakcyjnego produktu pod nazwą LOTTO SuperLIGA i ułatwieniu klubom promocji samych spotkań. Jestem realistą. Wiem, że nie wygramy z fenomenem piłki nożnej. Jestem jednak głęboko przekonany, że można zbudować modę na tenisa w różnych częściach Polski, a pobyt na korcie - poza walorami czysto sportowymi, może być fajną alternatywą dla całych rodzin na spędzenie weekendu. Z kolei dla sponsorów lub partnerów klubów może być szansą na zbudowanie trwałych relacji biznesowych. Przykłady z Kalisza czy Złotoryi pokazują, że jest to możliwe.

 

Wśród tegorocznych uczestników LOTTO SuperLIGI brakuje przedstawicieli kilku dużych miast - m.in. Krakowa, Łodzi czy Szczecina. Czy jest szansa, że również te ośrodki będą mieć swoje zespoły w LOTTO SuperLIDZE lub na zapleczu tych rozgrywek?

- Prowadzimy rozmowy z klubami z całej Polski. Na bieżąco monitorujemy nasze zasięgi medialne, dlatego używamy argumentów liczbowych, które najbardziej działają na wyobraźnię. Udział w naszych rozgrywkach to szansa na promocję ogólnopolską nie tylko samych zespołów, ale również ich partnerów czy sponsorów. Natomiast zawodnikom otwierają okno do  pokazania się szerszej publiczności. Korzyści jest sporo. Dajemy klubom pewne narzędzia i rozwiązania, a to czy z nich skorzystają, zależy już tylko od nich. Pod względem organizacyjnym i marketingowym jesteśmy przygotowani w nadchodzącym sezonie na ilościowy wzrost uczestników naszych rozgrywek.

 

Większość osób, które pytałem o największe sportowe zaskoczenie tegorocznych rozgrywek LOTTO SuperLIGI wymieniało OSAVI TENNIS TEAM Kalisz. Czy podziela Pan ich zdanie?

- Na pewno nie sposób nie docenić sukcesu OSAVI TENNIS TEAM Kalisz, które na papierze, posiłkując się rankingami, nie miało większych szans na awans do rozgrywek FINAL FOUR. Na szczęście sport wymyka się jakimkolwiek statystycznym obliczeniom i właśnie w tym tkwi jego piękno. Zwróciłbym jednak uwagę na inne w moim odczuciu sportowe zaskoczenie. Mam na myśli poziom sportowy naszych rozgrywek. Trzeba obiektywnie stwierdzić, że poziom tegorocznych zmagań był dużo wyższy od zeszłorocznych, a w LOTTO SuperLIDZE nie było słabych zespołów. Jeśli spojrzymy wyłącznie na tabelę, to AZS TENIS Poznań wyraźnie odstawał od konkurencji. Gdy jednak zagłębimy się w szczegóły, to okazuje się, że wielkopolski team trzy z siedmiu spotkań przegrał dopiero po mikście, tj. w stosunku 3:4. Przy odrobinie szczęścia mógł zająć pozycję o dwa oczka wyższą w tabeli. Dla mnie ten fakt to największe sportowe zaskoczenie „in plus” tego sezonu.

 

Czego Wam życzyć w nadchodzącym sezonie?

- Na pewno pogody, gdyż to jeden z tych elementów, na który nie mamy wpływu;). A mówiąc poważnie, to proszę nam życzyć dalszej konsekwencji i wytrwałości w realizowaniu naszych planów. Mamy jasno nakreśloną strategię działań, której się trzymamy, a która przynosi dotychczas spodziewane efekty.

Artykuły polecane

DOŁĄCZ DO NAS

POLECAMY

DO POBRANIA

Witryna utrzymywana jest na serwerach firmy WebReklama